Masowałem pulsujące skronie kiedy usłyszałem rumor odsuwanych krzeseł i Niall z Zaynem zajęli miejsce obok mnie przy stoliku. Spojrzałem na nich spode łba, fatalny nastrój chyba im się udzielił. Niall zacisnął usta w cienką linię, a Malik przysunął w moją stronę batonika.
- Trafiłem ze Snickersem?
Kiwnąłem niechętnie głową i zabrałem się za rozpakowywanie folii. Ręce tak mi się trzęsły, że Horan pospieszył mi z pomocą.
- Tommo, będzie dobrze. Zamartwianie się nic nie pomoże.
W głębi ducha wiedziałem, że blondyn ma rację. Rozumiałem doskonale, że łzy i szczękanie zębów nie pomogą Harry'emu wrócić do normalnego stanu, nie byłem taki głupi. Miałem pewność, że uratują Styles'a, oddałem go w końcu w ręce najlepszych specjalistów w Londynie. Są takie sytuacje, w których cena nie gra roli.
Moje rozżalenie nie wynikało z obawy, że Harry umrze. W Westminster &
Chelsea Hospital nikt tak łatwo nie umierał. Dreszcze przebiegały moje ciało, bo nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego jedyna osoba, którą naprawdę kochałem zrobiła mi coś takiego. Przecież już miało być dobrze. Przecież pogodziliśmy się tej nocy. Przecież zapewniałem go, że wszystko jeszcze wróci do normy, wszystko się ułoży. Przecież...
Nie, Tomlinson, nie usprawiedliwiaj się. To twoja wina i dobrze o tym wiesz. Wszyscy o tym wiedzą.
Przełknąłem łzy i zapatrzyłem się w Snickersa. Od zawsze raniłem ludzi, nawet, jeśli tego nie chciałem. Od zawsze byłem tępym sukinsynem, który wykonywał to, co mu kazano, bo nie potrafił się przeciwstawić. Od zawsze słuchałem managementu.
- Louis, błagam, nie pomożesz mu w ten sposób.. - Zayn położył dłoń na moim ramieniu, ale skurczyłem się w sobie i chyba nie chciałem być dotykanym. Usłyszałem westchnięcie Nialla, Malik odsunął się ode mnie i zamilkł na dobre.
Wszystko pieprzysz, Tomlinson. Ranisz, krzywdzisz i odpychasz od siebie ludzi.
Nie potrafiłem kontrolować łez, które z coraz większą siłą wzbierały w moich oczach. Odsunąłem nieugryzionego batonika i ukryłem twarz w dłoniach czując, że głowa zaraz mi eksploduje. Nawet jak na takiego frajera to było zbyt wiele do wytrzymania.
- Chyba wychodzą. - głos Nialla dotarł do mnie przez falę goryczy, ale nie miałem odwagi podnieść głowy. Usłyszałem odgłos otwieranych drzwi szpitalnej stołówki i kroki lekarza zmierzającego ku naszemu stoikowi. Zayn poklepał mnie po plecach.
- Weź się w garść, zaraz dowiemy się, co z twoim chłopakiem.
Skupiłem w sobie całą siłę woli i przegryzłem gulę tkwiącą w gardle. Otarłem powieki wierzchem dłoni i pociągając nosem wyprostowałem się gotowy na konfrontację z lekarzem. W tym samym momencie napotkałem parę szarych, poważnych tęczówek i biały lekarski frak. Dr Phill Rollins, najlepszy specjalista sprowadzony tu specjalnie z Cambridge. Słono nas to będzie kosztowało.
- Panowie, mam dobre wieści.
Żołądek zawiązał mi się w supeł, a bicie serca przyspieszyło. Dobre wieści. Harry jest zdrowy. Wszystko będzie tak, jak dawniej. Wróci do mnie i już nigdy nie spróbuje ćpać.
- Tak..?
- Pan Styles zażył dawkę, która nie grozi jego życiu. Przeprowadziliśmy zabieg, zneutralizowaliśmy płyny w jego organizmie. Większość toksyn została wypłukana, ale pacjent przez najbliższe kilka dni będzie bardzo osłabiony. Proponuję, by został w szpitalu do końca tygodnia, dopóki stan jego zdrowia nie będzie pewnikiem.
Boże, kamień z serca. Styles będzie zdrowy. Nie zabiłem go. Nie zabiłem.
- Sugeruję również pomoc terapeutyczną. Będziemy musieli przeprowadzić badania psychiatryczne, ale przedtem najlepiej zaprosić psychologa. Naszym obowiązkiem jest zapewnienie komfortu psychicznego pacjenta no i, oczywiście, dbałość o jego zdrowie. Musimy być pewni, że pan Styles nigdy więcej nie sięgnie po heroinę.
Chciałem podziękować Rollinsonowi za pomoc, chciałem ścisnąć mu dłoń i wykrzyczeć, że ocalił mi życie. Słowa jednak uwięzły w gardle, a nieproszone łzy napłynęły do moich oczu. Całą swoją uwagę skupiłem więc na tym, by się nie rozpłakać.
- Gdyby były jakieś wątpliwości albo pytania - jestem w gabinecie na półpiętrze. Proszę zameldować się pod koniec dnia.
Usłyszałem jak Zayn dziękuje za pomoc i odprowadziłem Rollinsa wzrokiem. Następnie machinalnie zwróciłem na Horana zamglone oczy.
- Niall, ja muszę go zobaczyć.
Blondyn pokręcił głową i przygryzł usta patrząc niepewnie na Zayna.
- Louis, nie teraz, to nie jest najlepszy pomysł. Liam jest u niego, Harry jest trochę.. niedysponowany. Chodź, pojedziemy gdzieś na obiad, porządnie zgłodniałem.
Nie miałem odwagi kwestionować słów Nialla. Mogłem stawiać opór, ale po co? I tak nikt nie wpuści mnie na salę Harry'ego. Poza tym, takie istoty jak ja są stworzone po to, by ulegać, nieprawda?
Godzinę później siedzieliśmy w Nando's, wgapieni w chrupiące kurczaki w papierowych lunchboxach. Nie miałem ochoty na jedzenie, jedyną osobą, która potrafiła coś w takiej sytuacji przełknąć był Horan. Tak, tego nic powstrzyma przed zaspokojeniem pierwotnej potrzeby jedzenia.
Obserwowałem Zayna, tak jak ja patrzył na obiad z niesmakiem, blady. Odniosłem wrażenie, że chce mi coś powiedzieć, zaczepiłem go więc dyskretnie.
- Coś się stało?
Zwrócił na mnie przelęknione oczy i wiedziałem od razu, że chodzi o Harrye'go. Coś mu jest. Coś się z nim stało.
Zabiłeś go - szepnęła moja podświadomość i odruchowo wbiłem paznokcie w skórę dłoni.
- Co się dzieje, Zayn..?
Brunet przełknął ślinę i pokręcił powoli głową.
- Nie wiem, Tommo.
- Jak to nie wiesz?
Serce biło mi z prędkością promu kosmicznego wystrzelonego w przestrzeń okołoziemską. Coś się stało, coś się stało z Harrym. Błagam, Boże, oby tylko..
- Harry ciągle śpi. Liam trochę się martwi.
Osunąłem się w krześle, zaciśnięte pięści zbielały na kostkach. Co ja najlepszego zrobiłem?
- Jest w śpiączce?
- Nie można tego wykluczyć.
Lodowata fala uderzyła o moje plecy i włosy zjeżyły mi się na karku. Śpiączka. Śpiączka. Harry jest w śpiączce.
I nigdy już się nie obudzi, Tomlinson. Zabiłeś go.
- Jadę go zobaczyć.
Zerwałem się z siedzenia ignorując błagające słowa Zayna i jego umięśniony tors, którym próbował zagrodzić mi drogę. Wybiegłem przed restaurację i złapałem pierwszą lepszą taksówkę. Niall i Malik nie zdążyli mnie dogonić, wypadli z Nando's zdezorientowani, szukali mnie w tłumie. Otarłem mokre oczy i kiwnąłem na kierowcę. Przeraził mnie ton własnego głosu.
- Westminster &
Chelsea Hospital, byle szybko.
Dopadając marmurowych schodów pierwszego piętra natknąłem się na pielęgniarkę. Poznała mnie i chciała zatrzymać szaleńczy bieg, ale przepchnąłem się obok ściany i bez słowa wytłumaczenia pognałem w kierunku sali numer 17. Nogi w tej chwili były moim jedynym ratunkiem. Błogosławiłem wszystkie medale, które wygrałem w Doncaster. Nie bez przyczyny kumple nazywali mnie,, Tommo The Runner'em''.
Kiedy dobiegłem do oklejonych folią drzwi sali 17, spod moich nóg wyrósł Liam. Zasłonił ramionami wejście, zachłysnąłem się powietrzem nie wierząc własnym oczom.
- Harry'ego tu nie ma, Tommo.
Zmarszczyłem brwi napierając na Payne'a, ale nie chciał ustąpić. Jedynie przyjacielska lojalność powstrzymywała mnie przed załatwieniem go jednym ciosem w bodbrzusze.
- Wpuść mnie tam, Payne! Ja go muszę zobaczyć, rozumiesz?! Mam do tego prawo!
Liam chwycił mnie za nadgarstki, okazał się silniejszy niż myślałem. Jeden jego ruch i stałem unieruchomiony pod ścianą, z rękami żałośnie wyciągniętymi nad głową.
- Co ty robisz, Payne?! Popieprzyło cię?!
- Lou, uspokój się, teraz tam nie wejdziesz.
Z trudne złapałem powietrze i szarpnąłem się jeszcze jeden, ostatni raz.
- Niby dlaczego?! Mam do tego prawo, chcę go zobaczyć! Rozumiesz?!
Payne powoli pokręcił głową.
- Już i tak wystarczająco namąciłeś, Lou.
Serce we mnie zamarło, a do gardła podskoczyła fala rozpaczy. Liam, mój wierny przyjaciel, mój kochany Liam.. miał rację. Liam miał rację. Już wystarczająco namąciłem.
- Nie pozwolisz mi tam wejść, Payne?
- Nie.
- Kto ci kazał?
- Lekarz.
Kiwnąłem głową na znak, że się poddaję. Mieli rację. Wszyscy mieli rację. Nie miałem prawa być przy Harrym. O mały włos go nie zabiłem, a teraz chciałem zbierać z okazji jego wyzdrowienia. Jakim prawem..? Nie mogłem być przy nim. Nie mogłem. To było oczywiste. To nie lekarze, ale Harry mnie nie chciał.
- On mnie nie chce?
Liam zawahał się, ale po chwili pokręcił głową.
- Nie Louis, to nie tak. On.. on musi wypoczywać.
- Jest w śpiączce?
Łzy spłynęły po moich policzkach kiedy zadałem Liamowi to pytanie.
- Tak.
- Proszę, Liam...
Widziałem, jak się waha. Zatrząsł się, a potem niewiarygodnie szybko wziął mnie w ramiona. Rozpłakałem się jak małe dziecko.
- Louis.. ja nie... dobrze, chodź.