- Harry… - podparłem się na dłoniach i musnąłem jego
policzek nosem. Nie odezwał się, spuścił wzrok i patrzył w podłogę. –
Przepraszam…
Kąciki jego ust zadrgały, brwi poruszyły się niespokojnie. Wiedziałem, że gdyby był sam, z pewnością wybuchnąłby płaczem.
Ale nie był sam. Siedziałem przy nim uporczywie, tuląc się do jego bluzki jak dziecko, które po popełnionym złym uczynku chce uniknąć kary. Jednak co mogłem zrobić? Nie mogłem narażać zespołu na straty. Musiałem, po prostu musiałem słuchać menadżerów. Nie miałem wyjścia.
- Harry… - wyszeptałem przysuwając się bliżej niego. Wtuliłem głowę w zagłębienie pomiędzy obojczykami a szyją, głośno wypuścił powietrze. Objąłem go ramieniem, poczułem kroplę, która spadła wprost na mój kark. – Nie płacz, ja… Ja przepraszam..
Poruszył się niespokojnie i poderwał z miejsca zamierzając odejść, ale pociągnąłem go w dół. Opadł z powrotem na kanapę i odepchnął mnie.
- Spieprzaj! – wydukał przez łzy próbując wstać, ale ponownie mu to uniemożliwiłem. Szarpał się, musiałem więc przenieść ciężar ciała na niego. Przycisnąłem go mocno do oparcia kanapy, po czym splątałem ręce i ściskając bezbronnego już Harrego za nadgarstki spojrzałem mu w wilgotne oczy.
- Przepraszam.
Jako odpowiedź otrzymałem drżenie ust i falę łez, która popłynęła po jego policzkach. Puściłem nadgarstki i ująłem jego twarz trzęsącymi się dłońmi. Przymknął oczy, ciągle płakał, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Gdybym wiedział, że tak zareaguje, chyba nigdy nie posłuchałbym menadżerów. Już tyle razy musiałem to zrobić, tyle razy i za każdym Harry zachowywał się wyrozumiale. Ale teraz nie wytrzymał. Żelazne pręty, którymi oplótł swoje serce puściły i cała gorycz wylała się z niego w tym momencie. Nie chciałem patrzeć jak cierpi. Tak bardzo mnie kochał. Tak bardzo go kochałem. W życiu nie skrzywdziłbym go z własnej woli. Ale kiedy przyszło co do czego nie potrafiłem postawić się tym frajerom.
- Harry, spójrz na mnie.
Pochylając się nad nim czułem na twarzy gorący oddech. Zapach pomarańczy owionął mnie ze wszystkich stron –najdroższa woń znów otuliła moje kości. Harry powoli podniósł przekrwione oczy, jego wargi zadrgały.
- Kocham cię. – wyszeptałem ocierając kciukiem mokre od łez policzki przyjaciela. Jego nozdrza poruszyły się zwiastując nadchodzącą falę goryczy. Wiedziałem, że muszę wszystkiego wysłuchać. Zasługuję na każdą obelgę, która na mnie spadnie. Na każdą karę.
- Dlaczego to zrobiłeś..? – spytał łamiąc się głosem. – Skoro Larry to stek bzdur, to co jeszcze tu robisz..?
Przełknąłem ślinę i spuściłem głowę. Nie było sensu się tłumaczyć. Tyle razy już się tłumaczyłem. Zamiast usprawiedliwiania się po prostu milczałem. Cisza w tym wypadku zdawała się być bardziej wiarygodna.
- Pozwól mi odejść.. – wyszeptał zaciskając dłonie w pięści. Wiedziałem, ile kosztują go te słowa, zdawałem sobie sprawę z tego, jak boli. Bo mnie bolało tak samo.
Podniósł się, ale zrozpaczony przygwoździłem go znów do oparcia kanapy.
- Nie! Harry błagam.. ja.. ja cię kocham..nie rób mi tego..
To były najmniej adekwatne słowa, jakie mogłem wypowiedzieć. Ale zadziałały. Harry nie próbował już wstawać, przymknął tylko na powrót powieki, spod których ciągle wypływały ciepłe krople. Chęć pocałowania tych biednych, zmęczonych oczu, drżących ust zawładnęła moim ciałem. Nic nie mogło mnie pohamować. Nachyliłem się nad nim i szepcząc niezrozumiałe słowa przywarłem do niego wargami. Rozchylił usta głośno wypuszczając powietrze. Nie opierał się, potraktowałem to więc jako pozwolenie. Wplotłem palce w pachnące kasztanowe loki i delikatnie zagryzłem jego dolną wargę. Jęknął, nie wiem, co bardziej go bolało – cios, jaki zadałem mu dzisiejszym tweetem czy ten gest.
Przeniosłem pocałunki na mokre policzki, później oczy. Zadrżał, tak strasznie cierpiał. Przycisnąłem go do siebie. Chciałem przeprosić, uchronić, ocalić. Ocalić jedyną cenną rzecz, jaką miałem w życiu. Jego miłość.
- Pozwól mi odejść… - wyszeptał, ale zamknąłem mu usta pocałunkiem. Jednocześnie wyplątałem ręce z włosów i przeniosłem je na plecy. Skrzywił się, jakbym rozdarł zaszytą ranę. Przestraszyłem się, więc delikatnie zasygnalizowałem, kim dla mnie jest.
- Harry, kocham cię.. zostań ze mną…
Zadarłem jego koszulkę do góry i poczułem drżące dłonie na nadgarstkach. Harry dotknął mnie. Delikatnie, ale bardzo wymownie. Przebaczył mi. Kochał mnie. Nie chciał odchodzić. Chciał zostać. Chciał, żebym go kochał. Pragnął mnie.
- Louis.. – usłyszałem i zaraz potem zostałem odepchnięty. Nie, Harry mi nie przebaczył. On wciąż cierpiał. – Nie, Louis..
Opadłem na kanapę bezsilnie, niezaspokojony, rozgrzany, zły przede wszystkim na samego siebie. Harry poprawił koszulkę i chwycił mnie za rękę.
- Może kiedyś. – szepnął głucho, widziałem, że własne słowa sprawiają my niewysłowiony ból. Zakląłem pod nosem. Patrzyłem jak wstaje i zabiera ze stołu telefon i portfel. Wyszedł do przedpokoju, zerwałem się za nim. Usłyszałem, jak wyjmuje ze schowka klucze. Zadrżałem i łzy napłynęły mi do oczu.
- Harry, błagam.. – zaskomlałem próbując go powstrzymać. – Błagam, przemyśl to!
Nie spojrzał na mnie, bezgłośnie narzucił na siebie kurtkę i wsunął buty na nogi. Wysuszone łzy na jego twarzy były znakiem zdecydowania, jakie się w nim obudziło. Nie było sensu protestować. Harry odejdzie.
- Do zobaczenia, Louis. – odwrócił się do mnie i przeszył wzrokiem. Skuliłem się. Zagryzłem wargi i bezcelowo zacisnąłem pięści. A potem usłyszałem skrzypnięcie zamykanych drzwi i Harrego już tam nie było.
Oparłem się o ścianę i opadłem bezwładnie na podłogę. Skronie pulsowały mi niemiłosiernie, musiałem je ścisnąć, żeby nie wybuchły. Harry Styles odszedł. Odszedł ode mnie. Tak po prostu.
Kąciki jego ust zadrgały, brwi poruszyły się niespokojnie. Wiedziałem, że gdyby był sam, z pewnością wybuchnąłby płaczem.
Ale nie był sam. Siedziałem przy nim uporczywie, tuląc się do jego bluzki jak dziecko, które po popełnionym złym uczynku chce uniknąć kary. Jednak co mogłem zrobić? Nie mogłem narażać zespołu na straty. Musiałem, po prostu musiałem słuchać menadżerów. Nie miałem wyjścia.
- Harry… - wyszeptałem przysuwając się bliżej niego. Wtuliłem głowę w zagłębienie pomiędzy obojczykami a szyją, głośno wypuścił powietrze. Objąłem go ramieniem, poczułem kroplę, która spadła wprost na mój kark. – Nie płacz, ja… Ja przepraszam..
Poruszył się niespokojnie i poderwał z miejsca zamierzając odejść, ale pociągnąłem go w dół. Opadł z powrotem na kanapę i odepchnął mnie.
- Spieprzaj! – wydukał przez łzy próbując wstać, ale ponownie mu to uniemożliwiłem. Szarpał się, musiałem więc przenieść ciężar ciała na niego. Przycisnąłem go mocno do oparcia kanapy, po czym splątałem ręce i ściskając bezbronnego już Harrego za nadgarstki spojrzałem mu w wilgotne oczy.
- Przepraszam.
Jako odpowiedź otrzymałem drżenie ust i falę łez, która popłynęła po jego policzkach. Puściłem nadgarstki i ująłem jego twarz trzęsącymi się dłońmi. Przymknął oczy, ciągle płakał, a ja nie mogłem nic na to poradzić. Gdybym wiedział, że tak zareaguje, chyba nigdy nie posłuchałbym menadżerów. Już tyle razy musiałem to zrobić, tyle razy i za każdym Harry zachowywał się wyrozumiale. Ale teraz nie wytrzymał. Żelazne pręty, którymi oplótł swoje serce puściły i cała gorycz wylała się z niego w tym momencie. Nie chciałem patrzeć jak cierpi. Tak bardzo mnie kochał. Tak bardzo go kochałem. W życiu nie skrzywdziłbym go z własnej woli. Ale kiedy przyszło co do czego nie potrafiłem postawić się tym frajerom.
- Harry, spójrz na mnie.
Pochylając się nad nim czułem na twarzy gorący oddech. Zapach pomarańczy owionął mnie ze wszystkich stron –najdroższa woń znów otuliła moje kości. Harry powoli podniósł przekrwione oczy, jego wargi zadrgały.
- Kocham cię. – wyszeptałem ocierając kciukiem mokre od łez policzki przyjaciela. Jego nozdrza poruszyły się zwiastując nadchodzącą falę goryczy. Wiedziałem, że muszę wszystkiego wysłuchać. Zasługuję na każdą obelgę, która na mnie spadnie. Na każdą karę.
- Dlaczego to zrobiłeś..? – spytał łamiąc się głosem. – Skoro Larry to stek bzdur, to co jeszcze tu robisz..?
Przełknąłem ślinę i spuściłem głowę. Nie było sensu się tłumaczyć. Tyle razy już się tłumaczyłem. Zamiast usprawiedliwiania się po prostu milczałem. Cisza w tym wypadku zdawała się być bardziej wiarygodna.
- Pozwól mi odejść.. – wyszeptał zaciskając dłonie w pięści. Wiedziałem, ile kosztują go te słowa, zdawałem sobie sprawę z tego, jak boli. Bo mnie bolało tak samo.
Podniósł się, ale zrozpaczony przygwoździłem go znów do oparcia kanapy.
- Nie! Harry błagam.. ja.. ja cię kocham..nie rób mi tego..
To były najmniej adekwatne słowa, jakie mogłem wypowiedzieć. Ale zadziałały. Harry nie próbował już wstawać, przymknął tylko na powrót powieki, spod których ciągle wypływały ciepłe krople. Chęć pocałowania tych biednych, zmęczonych oczu, drżących ust zawładnęła moim ciałem. Nic nie mogło mnie pohamować. Nachyliłem się nad nim i szepcząc niezrozumiałe słowa przywarłem do niego wargami. Rozchylił usta głośno wypuszczając powietrze. Nie opierał się, potraktowałem to więc jako pozwolenie. Wplotłem palce w pachnące kasztanowe loki i delikatnie zagryzłem jego dolną wargę. Jęknął, nie wiem, co bardziej go bolało – cios, jaki zadałem mu dzisiejszym tweetem czy ten gest.
Przeniosłem pocałunki na mokre policzki, później oczy. Zadrżał, tak strasznie cierpiał. Przycisnąłem go do siebie. Chciałem przeprosić, uchronić, ocalić. Ocalić jedyną cenną rzecz, jaką miałem w życiu. Jego miłość.
- Pozwól mi odejść… - wyszeptał, ale zamknąłem mu usta pocałunkiem. Jednocześnie wyplątałem ręce z włosów i przeniosłem je na plecy. Skrzywił się, jakbym rozdarł zaszytą ranę. Przestraszyłem się, więc delikatnie zasygnalizowałem, kim dla mnie jest.
- Harry, kocham cię.. zostań ze mną…
Zadarłem jego koszulkę do góry i poczułem drżące dłonie na nadgarstkach. Harry dotknął mnie. Delikatnie, ale bardzo wymownie. Przebaczył mi. Kochał mnie. Nie chciał odchodzić. Chciał zostać. Chciał, żebym go kochał. Pragnął mnie.
- Louis.. – usłyszałem i zaraz potem zostałem odepchnięty. Nie, Harry mi nie przebaczył. On wciąż cierpiał. – Nie, Louis..
Opadłem na kanapę bezsilnie, niezaspokojony, rozgrzany, zły przede wszystkim na samego siebie. Harry poprawił koszulkę i chwycił mnie za rękę.
- Może kiedyś. – szepnął głucho, widziałem, że własne słowa sprawiają my niewysłowiony ból. Zakląłem pod nosem. Patrzyłem jak wstaje i zabiera ze stołu telefon i portfel. Wyszedł do przedpokoju, zerwałem się za nim. Usłyszałem, jak wyjmuje ze schowka klucze. Zadrżałem i łzy napłynęły mi do oczu.
- Harry, błagam.. – zaskomlałem próbując go powstrzymać. – Błagam, przemyśl to!
Nie spojrzał na mnie, bezgłośnie narzucił na siebie kurtkę i wsunął buty na nogi. Wysuszone łzy na jego twarzy były znakiem zdecydowania, jakie się w nim obudziło. Nie było sensu protestować. Harry odejdzie.
- Do zobaczenia, Louis. – odwrócił się do mnie i przeszył wzrokiem. Skuliłem się. Zagryzłem wargi i bezcelowo zacisnąłem pięści. A potem usłyszałem skrzypnięcie zamykanych drzwi i Harrego już tam nie było.
Oparłem się o ścianę i opadłem bezwładnie na podłogę. Skronie pulsowały mi niemiłosiernie, musiałem je ścisnąć, żeby nie wybuchły. Harry Styles odszedł. Odszedł ode mnie. Tak po prostu.
drugi blog.. znów robisz to cholernie dobrze :)
OdpowiedzUsuńa tak btw to zapraszam do siebie : www.ho-run.blogspot.com , nowe notki! xx
Matko no po prostu świetny!!! Jesteś NIESAMOWICIE utalentowana ,tak jak ujmujesz wszystkie wątki, takim językiem, a nie tak oschło i nudno jak większość dziewczyn na swoich blogach:) Ułatw im życie, proszę!!! Z niecierpliwością czekam na następny ;)))
OdpowiedzUsuńJejjj..Kolejne cudowne opowiadanie. Kocham bardzo <3 Tak bardzo szkoda mi Harrego tu, mam nadzieje, że wróci do Lou. Super szablon. Pisz szybko <3
OdpowiedzUsuńK.
Wow. Woow. Nie wiem co mam Ci napisać bo.. bo zszokowałaś mnie tym rozdziałem! Oczywiście pozytywnie, nie martw się. Chyba jako jedyna odważyłaś się opisać historię Larrego. Opisać ją w tak dobry sposób. Masz talent. Trochę dziwnie czyta się opisy pocałunków. Przyzwyczaiłam się, że to przeważnie oni całują jakąś dziewczynę, haha. :D Czekam na kolejny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńA i podziwiam Cię. No serio! Drugi blog i to na takim wysokim poziomie. Masz zdecydowanie talent co do pisania. Nie mam nawet co do tego wątpliwości. :*
Pozdrawiam.
ANIA HAUTZ KOCHAM CIE ZE W KOŃCU ZROZUMIAŁAŚ ZE LARRY IS REAL, DZIĘKUJE ZE PISZESZ O TYM BLOGA!!! UWIERZ, POPŁAKAŁAM SIĘ. I'LL CALL U IN FEW MIN BABE xx
OdpowiedzUsuńBoże....
OdpowiedzUsuńmam tylko jedno do powiedzenia, to jest cudowne !!!
brak mi słów, masz niesamowity talent :)
pisz szybko ^^
http://viator-nete.blogspot.com
Peace :*
Rzadko kiedy jakiś blog potrafi zahamować u mnie potok słów. Moja ukryta i zamknięta na dwa zamki romantyczna dusza aż się odezwała. Ośmielę się nawet porównać to opowiadanie (bo skoro początek jest TAKI to reszta może być tylko lepsza, zwłaszcza, że pierwszy blog też jest genialny), jako że jest to opowiadanie o Larrym, z... no nie wiem, Room 317? 99 days? Albo Porcelain? Klasyka, pisana w oryginale po angielsku (jeśli nie czytałaś to tu masz wszystko - tlumaczenie-porcelain.blogspot.com/ ). To oczywiście moja ocena, nie będę wypowiadać się za innych, ale patrząc na moje reakcje (naprawdę, mało kiedy zdarza mi się poryczeć) to porównanie jest jak najbardziej na miejscu.
OdpowiedzUsuńNo, czyli pisz dalej i żeby Ci się wena nie kończyła (:
Pozdr. xxx
royal-life-with-one-direction.blogspot.com
myślałam, że stosunki między dwoma mężczyznami, gejami nie mogą być tak bardzo, romantyczne, pociągające i interesujące jak te damsko męskie. Oczywiście nie mam nic przeciwko homoseksualistom... tylko po prostu zawsze na słowo miłość wyobrażąłam sobie chłopaka i dziewczynę... po prostu hitroie midzy gejami jakoś mi się nie kleiły... a ty tym rozdziałem dałaś mi dużo do zrozumienia, Twój wspaniały język i to w jaki sposób prowadzisz opowiadanie pozwolił mi sobie wyobrazić to co działo się midzy Harrym, a Lou. Jakie uczucia w nich buzowały, to coś wspaniałego:)) serio nie mogę doczekać sie na nastepny rozdział, Twoja historia jest tak inna, tajemnicza i pociągająca za razem...
OdpowiedzUsuńxoxo
Karola
Biedny Lou, ale wcale nie dziwię się reakcji Harry'ego. Musiał to napisać? Ależ wcale nie musiał przecież! Wystarczyło się postawić. No ale cóż... stracił Harry'ego. Ale mam nadzieję, że jeszcze go odzyska!
OdpowiedzUsuńLubię to i czekam na więcej :)
Kurcze.. ale smutny rozdział ;c mam nadzieję, że wszystko poukłada się jakoś między Harrym, a Lou.. słuchaj, pisz szybko następny rozdział bo oszaleję! Swoją drogą, strasznie fajnie piszesz. tak.. lekko się to czyta. obserwuję, Pluton xx ps. nowa notka, wbijesz? :) http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział,a Ty znakomicie piszesz :) Czekam z niecierpliwością na następny rozdział,a przy okazji zapraszam do siebie : http://ineedlov.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńw tym blogu oni są gejami ?
OdpowiedzUsuńczytaj, a wszystkiego się dowiesz :)
Usuń