Kiedy zatrzasnąłem za sobą drzwi mieszkania Lou, postąpiłem
wbrew sobie. Przegrałem. Chciałem zawrócić, przytulić go, powiedzieć, że jestem
tak zakochany, że wariuję, kiedy nie trzymam go blisko. Że jest powietrzem, bez
którego się duszę, a każda cząstka mojego ciała pragnie go bardziej niż
czegokolwiek na świecie. Chciałem mu wybaczyć, dać jeszcze jedną szansę, ale
nie mogłem. Po prostu nie mogłem sobie
na to pozwolić. Miałem swoją godność, choćby nie wiem ile mnie ona kosztowała.
To, co zrobił Tommo było jak celnie wymierzony cios w policzek. Poczułem się zdradzony jak nigdy przedtem. Oszukany. Dzień przed opublikowaniem przez Lou tweet’a byliśmy razem na spacerze wzdłuż Tamizy. Wygłupialiśmy się, jedliśmy kupioną na rogu Irish Street watę cukrową, wszystko wydawało się piękne. Wieczorem uczucie szczęścia zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Wystarczyło kilka słów, które zobaczył świat.. Dwa zdania i nic nie było już takie samo.
Wybiegłem z apartamentowca i narzucając na głowę kaptur udałem się do mieszkania Leah. Po drodze minąłem dziesiątki witryn sklepowych, z których krzyczały okładki gazet. Nie zabrakło artykułów o wczorajszym tweetcie Lou.
Z zaciśniętymi pięściami zapukałem do drzwi Leah w obskurnym bloku zarośniętym wieloletnim grzybem, z odpadającym tynkiem. Chwilę nic się nie działo, coś zaszeleściło i drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Ujrzałem jasną głowę przyjaciółki.
- Styles..? – uniosła brwi do góry widząc moje opuchnięte oczy i drżące ręce. – Wejdź. – wpuściła mnie do środka i zatrzasnęła za nami drzwi.
W mieszkaniu było szaro od dymu tytoniowego, mdlący zapach papierosów mieszał się tu z odurzającą wonią indyjskich kadzideł. Przelotnie spojrzałem na stół i natknąłem się na to, co było nieodmienną częścią wystroju tego miejsca- opróżnioną butelkę whisky. Dookoła walały się ubrania, papierki po jakiś specyfikach, brudne talerze i kieliszki. Lubiłem to miejsce, choć Leah tak strasznie je zaniedbała. Po śmierci swojej matki zmieniła się, wpadła w nałogi, utrzymywała się z pieniędzy, które ojciec wysyłał jej ze Stanów nic nie wiedząc o problemach córki. Zawsze starałem się jakoś jej pomagać, wyciągać z depresji i uzależnień. Była przecież jedyną osobą, której o wszystkim mówiłem. Nie chciałem stracić tak wspaniałej przyjaciółki.
- No, to co jest..? – posłała mi znaczące spojrzenie odpalając nowego papierosa. Dopiero teraz zauważyłem, że stoi w samej piżamie, ma brudne włosy i podkrążone oczy.
Ścisnąłem skronie. Z jednej strony Louis, z drugiej dopalająca się przyjaciółka. Kto szybciej zgaśnie? Nie mogłem nic zrobić, żeby zmienić losy tych, których najbardziej kochałem.
- Styles do cholery! – podeszła do mnie i siadła na niestabilnym taboreciku naprzeciw, jednocześnie zmuszając mnie do zajęcia krzesła obok jednym celnym uderzeniem w kolano. Poczułem gorzki zapach alkoholu. Znowu to samo.
- Pokaż ręce. – mruknąłem przyglądając się fioletowym pręgom na jej skórze. Machinalnie schowała je pod koszulkę i zaciągnęła się dymem.
- Przyszedłeś po to, żeby pieprzyć głupoty, czy chodzi o coś konkretnego..? – biały obłoczek przesłonił na chwilę jej twarz. Wzruszyłem ramionami. Uśmiechnęła się zwężając źrenice.
- Louis..?
Na dźwięk jego imienia drgnąłem. Nie uszło to oczywiście uwadze Leah, była świetną obserwatorką. Pokiwała głową w zamyśleniu, nie przestawała się uśmiechać. Zirytowało mnie jej zachowanie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że kiedy mieliśmy z Lou kłopoty, to właśnie Leah pomagała mi jakoś się z nich wydrapać. Wiedziałem, że w głębi duszy chciała dla mnie jak najlepiej i że zrobiłaby wszystko, bym mógł być szczęśliwy. Ale uśmiech, który wpełzł teraz na jej usta wydał mi się zbyt ironiczny i nieodparcie szyderczy. Zerwałem się z krzesła z zaciśniętymi pięściami.
- Niepotrzebnie tu przychodziłem. – wycedziłem i podszedłem do drzwi, ale powstrzymała mnie przed naciśnięciem klamki.
- Uspokój się. – wymamrotała upuszczając na podłogę niedopałek. – Jesteś rozgorączkowany. Usiądź, musisz się czegoś napić.
Prychnąłem wskazując na butelkę po whisky.
- Z tego co widzę, nie masz mnie już czym poczęstować.
Może byłem zbyt brutalny, może nie przebierałem w słowach, ale znajdowałem się w beznadziejnej sytuacji. Właściwie nie tylko ja – Leah również. Ja dzięki pewnemu facetowi, Leah – samej sobie.
- Coś się znajdzie. – zignorowała mój zgryźliwy komentarz i zniknęła w zdezelowanej kuchni. Wolałem tam nie wchodzić – ostatnim razem przypłaciłem tak radykalny krok zetknięciem z bliżej nieokreśloną, błotnistą cieczą rozlaną na podłodze. Nawet najlepsza pralnia w Londynie nie poradziła sobie z tym gównem.
Usłyszałem brzdęk szklanek i Leah wróciła do pokoju z sokiem pomarańczowym. Albo czymś, co sok przypominało.
Skrzywiłem się upijając łyk.
- Nie martw się, nic nie dolałam. – dziewczyna wykrzywiła twarz w przedziwnym grymasie. Jak miałem z nią rozmawiać?!
- Leah, proszę… - zacząłem, ale przerwała mi machając ręką.
- Nieważne już. – uśmiechnęła się łagodnie ( jeżeli wygięcie sinych, spierzchłych ust podkreślających zapadnięte policzki można w ogóle nazwać łagodnym ) – Siadaj. Co z Louisem..?
W mig zapomniałem o narastającym problemie przyjaciółki i nerwowo przygryzłem wargi. Kiedy Louis stanął mi przed oczami jak żywy, wstrząsnął mną dreszcz. Leah pokręciła powoli głową.
- Co jest, Styles?
Zacisnąłem szczęki starając się powstrzymać łzy napływające do oczu, drżenie rąk. Ostatecznie moje starania w obu przypadkach spełzły na niczym. Rozkleiłem się tak samo, jak pamiętnego grudniowego popołudnia, kiedy przewróciłem się na lodzie i złamałem nogę. Ale nie miałem już siedmiu lat, nie byłem małym Harrym z nóżką w gipsie. Mężczyzna nie powinien zachowywać się w ten sposób. Może jednak nie do końca dorosłem? Skoro nie potrafiłem pomóc ukochanym osobom, nie wspominając już o sobie..? Gdyby istniał opatrunek na zranione serce, z chęcią bym z niego skorzystał.
- Harry.. – zimna dłoń Leah spoczęłam na moim ramieniu, brudne włosy musnęły policzek. Przytuliła mnie do siebie mocno, a ja rozpłakałem się na dobre. Za nic nie mogłem powstrzymać łez.
– Co się tam stało, co..?
Pokonując rosnącą w gardle gulę, cicho odpowiedziałem na jej pytanie. Jedno słowo, zrozumiała. W swoim kompletnym zacofaniu społecznym wiedziała jednak, co to Twitter.
- Znowu..?
Pokiwałem głową. Prawda bolała, piekła w oczy i przewiercała dziurę w sercu.
Leah westchnęła głośno i sięgnęła po coś do szuflady w obdrapanym kredensie. Po chwili poczułem słodkawy zapach zielska. Nie miałem siły zareagować.
- Porozmawiaj z nim. – zaciągnęła się dymem i na chwilę zamilkła. Może czekała na moją reakcję, może po prostu delektowała się smakiem swojego ulubionego zioła.
- Nie mam z nim o czym rozmawiać. –wyszeptałem w końcu, opanowując strumień łez. – Gdyby mnie kochał, nie dałby się tym zdzirom z góry.
Wiedziałem, że mam rację. Miłość powinna być bezwarunkowa i szczera. A jeśli człowiek boi się przyznać do miłości, to znaczy, że najprawdopodobniej wcale nie kocha.
- Nie znam się na miłości. – głos Leah ochrypł. – Ale przecież sam mówiłeś, że macie nóż na gardle.. Spróbuj go zrozumieć..
Coś we mnie zawrzało. Spróbuj go zrozumieć?! Tyle razy już próbowałem! Nie byłem naiwny.
- To koniec, Leah. – otarłem łzy drżącymi rękami. Dziewczyna westchnęła głośno.
- Po co to mówisz, skoro go kochasz..? Nie dasz rady go opuścić, Harreth. Wiem to.
Mówiła prawdę. Poczułem się okropnie, upokorzyła mnie tymi słowami. Nie mogłem jednak nic powiedzieć- stwierdzenie było słuszne.
Powoli wstałem z krzesła rozwiewając dym otaczający nas białym obłoczkiem. Zbliżyłem się do drzwi i spojrzałem jeszcze na Leah. Zdawała się nie pamiętać naszej rozmowy, jakbyśmy wcale się tego dnia nie spotkali. Pomachała mi z uśmiechem, widziałem, jak odpływa. Zanurzy się teraz w nieważkiej krainie zagubionych dusz, gdzie spędzi całą noc i następny dzień. Przez długi czas będzie błądzić po Polach Elizejskich, by ostatecznie z głuchym szczękiem spaść na podłogę swojego zapuszczonego mieszkania i powrócić do rzeczywistości. A co będę robił ja? Nie, nie odlecę jak ona. Będę szukał wyjścia z beznadziejnej sytuacji, jaka mnie spotkała. Będę starał się choć na chwilę zapomnieć.. Wrócę..?
To, co zrobił Tommo było jak celnie wymierzony cios w policzek. Poczułem się zdradzony jak nigdy przedtem. Oszukany. Dzień przed opublikowaniem przez Lou tweet’a byliśmy razem na spacerze wzdłuż Tamizy. Wygłupialiśmy się, jedliśmy kupioną na rogu Irish Street watę cukrową, wszystko wydawało się piękne. Wieczorem uczucie szczęścia zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. Wystarczyło kilka słów, które zobaczył świat.. Dwa zdania i nic nie było już takie samo.
Wybiegłem z apartamentowca i narzucając na głowę kaptur udałem się do mieszkania Leah. Po drodze minąłem dziesiątki witryn sklepowych, z których krzyczały okładki gazet. Nie zabrakło artykułów o wczorajszym tweetcie Lou.
Z zaciśniętymi pięściami zapukałem do drzwi Leah w obskurnym bloku zarośniętym wieloletnim grzybem, z odpadającym tynkiem. Chwilę nic się nie działo, coś zaszeleściło i drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Ujrzałem jasną głowę przyjaciółki.
- Styles..? – uniosła brwi do góry widząc moje opuchnięte oczy i drżące ręce. – Wejdź. – wpuściła mnie do środka i zatrzasnęła za nami drzwi.
W mieszkaniu było szaro od dymu tytoniowego, mdlący zapach papierosów mieszał się tu z odurzającą wonią indyjskich kadzideł. Przelotnie spojrzałem na stół i natknąłem się na to, co było nieodmienną częścią wystroju tego miejsca- opróżnioną butelkę whisky. Dookoła walały się ubrania, papierki po jakiś specyfikach, brudne talerze i kieliszki. Lubiłem to miejsce, choć Leah tak strasznie je zaniedbała. Po śmierci swojej matki zmieniła się, wpadła w nałogi, utrzymywała się z pieniędzy, które ojciec wysyłał jej ze Stanów nic nie wiedząc o problemach córki. Zawsze starałem się jakoś jej pomagać, wyciągać z depresji i uzależnień. Była przecież jedyną osobą, której o wszystkim mówiłem. Nie chciałem stracić tak wspaniałej przyjaciółki.
- No, to co jest..? – posłała mi znaczące spojrzenie odpalając nowego papierosa. Dopiero teraz zauważyłem, że stoi w samej piżamie, ma brudne włosy i podkrążone oczy.
Ścisnąłem skronie. Z jednej strony Louis, z drugiej dopalająca się przyjaciółka. Kto szybciej zgaśnie? Nie mogłem nic zrobić, żeby zmienić losy tych, których najbardziej kochałem.
- Styles do cholery! – podeszła do mnie i siadła na niestabilnym taboreciku naprzeciw, jednocześnie zmuszając mnie do zajęcia krzesła obok jednym celnym uderzeniem w kolano. Poczułem gorzki zapach alkoholu. Znowu to samo.
- Pokaż ręce. – mruknąłem przyglądając się fioletowym pręgom na jej skórze. Machinalnie schowała je pod koszulkę i zaciągnęła się dymem.
- Przyszedłeś po to, żeby pieprzyć głupoty, czy chodzi o coś konkretnego..? – biały obłoczek przesłonił na chwilę jej twarz. Wzruszyłem ramionami. Uśmiechnęła się zwężając źrenice.
- Louis..?
Na dźwięk jego imienia drgnąłem. Nie uszło to oczywiście uwadze Leah, była świetną obserwatorką. Pokiwała głową w zamyśleniu, nie przestawała się uśmiechać. Zirytowało mnie jej zachowanie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że kiedy mieliśmy z Lou kłopoty, to właśnie Leah pomagała mi jakoś się z nich wydrapać. Wiedziałem, że w głębi duszy chciała dla mnie jak najlepiej i że zrobiłaby wszystko, bym mógł być szczęśliwy. Ale uśmiech, który wpełzł teraz na jej usta wydał mi się zbyt ironiczny i nieodparcie szyderczy. Zerwałem się z krzesła z zaciśniętymi pięściami.
- Niepotrzebnie tu przychodziłem. – wycedziłem i podszedłem do drzwi, ale powstrzymała mnie przed naciśnięciem klamki.
- Uspokój się. – wymamrotała upuszczając na podłogę niedopałek. – Jesteś rozgorączkowany. Usiądź, musisz się czegoś napić.
Prychnąłem wskazując na butelkę po whisky.
- Z tego co widzę, nie masz mnie już czym poczęstować.
Może byłem zbyt brutalny, może nie przebierałem w słowach, ale znajdowałem się w beznadziejnej sytuacji. Właściwie nie tylko ja – Leah również. Ja dzięki pewnemu facetowi, Leah – samej sobie.
- Coś się znajdzie. – zignorowała mój zgryźliwy komentarz i zniknęła w zdezelowanej kuchni. Wolałem tam nie wchodzić – ostatnim razem przypłaciłem tak radykalny krok zetknięciem z bliżej nieokreśloną, błotnistą cieczą rozlaną na podłodze. Nawet najlepsza pralnia w Londynie nie poradziła sobie z tym gównem.
Usłyszałem brzdęk szklanek i Leah wróciła do pokoju z sokiem pomarańczowym. Albo czymś, co sok przypominało.
Skrzywiłem się upijając łyk.
- Nie martw się, nic nie dolałam. – dziewczyna wykrzywiła twarz w przedziwnym grymasie. Jak miałem z nią rozmawiać?!
- Leah, proszę… - zacząłem, ale przerwała mi machając ręką.
- Nieważne już. – uśmiechnęła się łagodnie ( jeżeli wygięcie sinych, spierzchłych ust podkreślających zapadnięte policzki można w ogóle nazwać łagodnym ) – Siadaj. Co z Louisem..?
W mig zapomniałem o narastającym problemie przyjaciółki i nerwowo przygryzłem wargi. Kiedy Louis stanął mi przed oczami jak żywy, wstrząsnął mną dreszcz. Leah pokręciła powoli głową.
- Co jest, Styles?
Zacisnąłem szczęki starając się powstrzymać łzy napływające do oczu, drżenie rąk. Ostatecznie moje starania w obu przypadkach spełzły na niczym. Rozkleiłem się tak samo, jak pamiętnego grudniowego popołudnia, kiedy przewróciłem się na lodzie i złamałem nogę. Ale nie miałem już siedmiu lat, nie byłem małym Harrym z nóżką w gipsie. Mężczyzna nie powinien zachowywać się w ten sposób. Może jednak nie do końca dorosłem? Skoro nie potrafiłem pomóc ukochanym osobom, nie wspominając już o sobie..? Gdyby istniał opatrunek na zranione serce, z chęcią bym z niego skorzystał.
- Harry.. – zimna dłoń Leah spoczęłam na moim ramieniu, brudne włosy musnęły policzek. Przytuliła mnie do siebie mocno, a ja rozpłakałem się na dobre. Za nic nie mogłem powstrzymać łez.
– Co się tam stało, co..?
Pokonując rosnącą w gardle gulę, cicho odpowiedziałem na jej pytanie. Jedno słowo, zrozumiała. W swoim kompletnym zacofaniu społecznym wiedziała jednak, co to Twitter.
- Znowu..?
Pokiwałem głową. Prawda bolała, piekła w oczy i przewiercała dziurę w sercu.
Leah westchnęła głośno i sięgnęła po coś do szuflady w obdrapanym kredensie. Po chwili poczułem słodkawy zapach zielska. Nie miałem siły zareagować.
- Porozmawiaj z nim. – zaciągnęła się dymem i na chwilę zamilkła. Może czekała na moją reakcję, może po prostu delektowała się smakiem swojego ulubionego zioła.
- Nie mam z nim o czym rozmawiać. –wyszeptałem w końcu, opanowując strumień łez. – Gdyby mnie kochał, nie dałby się tym zdzirom z góry.
Wiedziałem, że mam rację. Miłość powinna być bezwarunkowa i szczera. A jeśli człowiek boi się przyznać do miłości, to znaczy, że najprawdopodobniej wcale nie kocha.
- Nie znam się na miłości. – głos Leah ochrypł. – Ale przecież sam mówiłeś, że macie nóż na gardle.. Spróbuj go zrozumieć..
Coś we mnie zawrzało. Spróbuj go zrozumieć?! Tyle razy już próbowałem! Nie byłem naiwny.
- To koniec, Leah. – otarłem łzy drżącymi rękami. Dziewczyna westchnęła głośno.
- Po co to mówisz, skoro go kochasz..? Nie dasz rady go opuścić, Harreth. Wiem to.
Mówiła prawdę. Poczułem się okropnie, upokorzyła mnie tymi słowami. Nie mogłem jednak nic powiedzieć- stwierdzenie było słuszne.
Powoli wstałem z krzesła rozwiewając dym otaczający nas białym obłoczkiem. Zbliżyłem się do drzwi i spojrzałem jeszcze na Leah. Zdawała się nie pamiętać naszej rozmowy, jakbyśmy wcale się tego dnia nie spotkali. Pomachała mi z uśmiechem, widziałem, jak odpływa. Zanurzy się teraz w nieważkiej krainie zagubionych dusz, gdzie spędzi całą noc i następny dzień. Przez długi czas będzie błądzić po Polach Elizejskich, by ostatecznie z głuchym szczękiem spaść na podłogę swojego zapuszczonego mieszkania i powrócić do rzeczywistości. A co będę robił ja? Nie, nie odlecę jak ona. Będę szukał wyjścia z beznadziejnej sytuacji, jaka mnie spotkała. Będę starał się choć na chwilę zapomnieć.. Wrócę..?
Genialny :D
OdpowiedzUsuńto dopiero drugi rozdział, ale kocham to opo :)
Tylko, że mam z nim pewien problem, nie wiem co mam napisać, jestem można powiedzieć, przytłoczona twoim talentem.
nie moge znaleźć odpowiednich słów, które choćby w minimalnym stopniu, odzwierciedlały moje uczucia i fascynacje twoim dziełem. :)
Pisz szybko ^^
Peace :*
Oj biedny ten Haz. Chociaż przyznać trzeba, że ta rozmowa z Leah musiała mu w jakiś sposób pomóc. Dziewczyna mówiła prawdę, że to nie tak do końca wina Louisa. Uch. Mam nadzieję, że Harry jednak mu wybaczy.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Pozdrawiam (:
To jest genialne :) Kocham to jak piszesz i czekam na następny rozdział, oczywiście z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńo matko ten blog jest świetny naprawde jestem ciekawa co zdarzy sie dalej Paulina xx
OdpowiedzUsuńgenialny rozdzial! korzystajac z chwili chcialam pozdrowic wacława i pedaleo, współtwórców tego wspanialego bloga xx
OdpowiedzUsuńsmutno mi się zrobiło jak czytałam, piszesz tak.. właściwie nie wiem jak to opisać, może ujmę to tak, piszesz tak, że wszytkie emocje jakie odczuwają bohaterowie czuje równiez czytelnik... coś wspaniełgo:))
OdpowiedzUsuńWrócę? No wrócisz, bo ja nie wrócisz dobrowolnie, to ja tam pójdę i cię zmuszę ;]
OdpowiedzUsuńDobra, a na serio to i tak sądzę, że on wróci. "jak kocha to wróci". Więc kto ma jeszcze wątpliwości? xD
I Leah... Biedna ona! Niech Harry jej chatę posprząta, czy coś...
A tak w ogóle to i tak myślę, że za sprawą tego tweeta (oczywiście w realu, nie wiem jak jest u ciebie xd) stoi management chłopaków...
Ale wracając do bloga to rozdział jak zwykle zaje-kurze-fajny, co tu więcej pisać ;D
Pozdr. xxx
royal-life-with-one-direction.blogspot.com
Ohhhh... bardzo dobry rozdział ppp-panie ferr-rdku :))) Biedni są wszyscy noo ,dlaczego? KOCHAM to opowiadanie ,tyle emocjji ,że ojeju. Leah to niedługo serio zejdzie ,jeszcze jak ją gliny złapią ;-/... Jestem bardzo niecierpliwą osobą ,więc domyśl się co masz zrobić w najbliższym czasie :)))
OdpowiedzUsuńŚwietny blog;-) Gratuluję pomysłu i czekam na kolejne rozdziały;-) i oczywiście zapraszam do siebie: verysweetchocolatemuffin.blogspot.no. Pozdrawiam Eliza
OdpowiedzUsuńCześć, cudowny nowy rozdział! Zapraszam na mojego nowego bloga: http://now-give-me-everything.blogspot.com (;
OdpowiedzUsuńgenialnyy ;D
OdpowiedzUsuńzapraszam na 9 rozdział na http://we-gotta-vibe-you-cant-define.blogspot.com/2012/10/rozdzia-9.html
;D
przepraszam za spam, ale pojawił się prolog na http://now-give-me-everything.blogspot.com (;
OdpowiedzUsuńhej :)
OdpowiedzUsuńdzięki za komentarz pod moim blogiem (°<>°)
w każdym razie właśnie zabieram się za czytanie twojego bloga, myślę że mi się spodoba :D
w każdym razie u mnie jest nowy rozdział
http://www.why-u-r-torn-apart-1d.blogspot.com/
więc jeśli masz ochotę to wpadaj :)
Rosalliee xx ;)
Jestem twoją fanką :)
OdpowiedzUsuńBoże... jaki ty masz cudowny styl pisania! (: Serio, aż mnie zazdrość bierze, że sama nie potrafię ułożyć tak cudownej historii jak twoja :< Zaapraszam również do mnie --> (: http://justpretendingthatwerecool.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOgólnie to nie lubię bromansów, ale wszystko co ty napiszesz jest świetne. Po prostu nie można nie zakochać się w twoim stylu pisania. Po nad to fabuła taka tajemnicza... Lubię to! Uwielbiam cię!
OdpowiedzUsuńhttp://from-hatred-to-love.blogspot.com
Na początku zacznę od wyglądu bloga, który jest cuudowny! :D Rozdział jak zwykle genialny, no bo jak coś co jest napisane przez Ciebie może być złe? No to jest niemożliwe! :D Naprawdę masz ogromny talent. Ja, osobiście nie przepadam za 'bromance', ale to opowiadanie jest świetne i czytam je z wieelką przyjemnością. Z Przyjemnością i również ogromną ciekawością kolejnymi wydarzeniami. :) Czekam na kolejny. xx
OdpowiedzUsuńZapraszam również na nowy na:
http://i-still-feel-it-every-time-1d.blogspot.com/
Pozdrawiam. xx
Hej, bardzo spodobał mi się Twój blog:) Fajna fabuła, lekki styl pisania, a jeszcze dodatkowo szablon:3
OdpowiedzUsuńCzy przewidujesz możliwość informowania o NN? :)
oczywiście, zostaniesz poinformowana :)
UsuńCzytając Twoje opowiadanie czułam się, jakbym czytała jakąś powieść psychologiczną albo jakąś inną. To jest genialne! Masz ogromny talent ; ) W dodatku głównym bohaterem jest tu Harry, mój ulubiony chłopak z 1D. Czuję, że będę tutaj wpadać częściej ; ) Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ; )
OdpowiedzUsuńone-direction-wonderful-story.blogspot.com
P.S. Zapomniałabym dodać, że wygląd bloga jest cudowny, a nagłówek przepiękny i zajebisty. Sama robiłaś?
Nie, autorką szablonu jest Kaś:)
Usuń